Wcale nie jest tak późno,
mówię sobie, robiąc herbatę o północy. Zajęcia dopiero na 15, a przecież nie
potrzeba ci tak dużo snu, jesteś nadczłowiekiem, któremu wystarczają tylko 3
godziny, już tak przecież robiłaś. Otwieram książkę, ale nie, nie dzisiaj, nie
teraz, pora coś napisać, dawno nie pisałam, a słowa tłuką się w głowie. Harry
Potter (bo czytam go kolejny raz i od kilku miesięcy nie mogę zmęczyć, tak,
zmęczyć, piątej części i to chyba przez, UWAGA NA SPOJLER, śmierć Syriusza,
której nie chcę przeżywać znowu i znowu) poczeka, zrozumie, to dobry chłopak, w
końcu skończę czytać i zabiorę się za kolejną, moją ulubioną, część. Lampka
gaśnie i trochę się boję, ale gaśnie tak codziennie, bo po nocach nie śpię
tylko czytam i się trochę wypala. A może to ja się wypalam? Nie, spokojnie,
przecież piszę.
Czuję zapach whisky, mimo że
minęło kilka godzin od tamtego drinka i nie wiem czy to mój mózg płata mi
figle, czy może mam taką ochotę na kolejną szklankę. Albo smaka. Chociaż
ochota i smak, to chyba to samo. Spać nie mogę, za wcześnie na mnie. Choćbym
bardzo próbowała, nie dam rady. Nie ma to też nic wspólnego z tym, że wstałam
późno. Zresztą, jakie późno, zwykłe spanie do 12, jak każdy normalny człowiek w
weekend. Tylko, że to był poniedziałek.
Zegarek tyka. Już po pierwszej,
a ja mam tyle pomysłów i nie wiem jak je wszystkie zapisać jednocześnie. Tu
muszę dodać ważny element, niewielki przedmiot, ale niezwykle znaczący. Tu nową
postać. A tu mam już zakończenie, ale co z tego, skoro nie mam środka i nie mam
nawet czasu, by go napisać, bo przecież zajmuję się tym dramatem o facetach,
którzy są znawcami wszystkiego. Dobra, przyznaję się, nie zajmuję się, leży i
czeka na lepsze (albo gorsze, zależy od pogody) czasy. Pomysłów dużo,
zdecydowanie za dużo, a ja siedzę i robię wszystko, byleby tylko nie pisać, bo
nie wiem jak pisać 4 rzeczy jednocześnie posiadając tylko dwie ręce i, co
ważniejsze, tylko jednego laptopa. I nie, nie uznaje pisania na telefonie czy
innych tabletach, bo się wkurzam, że nie trafiam w te małe przyciski, a nie
trafiam jak się spieszę, zawsze tak miałam i to się pewnie nie zmieni. Dlatego
też piszę niewyraźnie, za szybko myślę i za szybko chcę to przelać na papier.
Całe szczęście, póki co sama siebie jeszcze potrafię rozczytać, chociaż czasami
jest ciężko.
Herbata już zimna, ale taką
lubię najbardziej, bezcukrową, wystygniętą. W ulubionym, wielkim kubku i tak,
mam oddzielny ulubiony kubek do kawy i oddzielny ulubiony kubek do herbaty, to
chyba normalne? Lampka znowu gaśnie, ale już się nie boję, uderzam w ścianę
obok niej lekko ręką i się zapala (serio, nie jestem w stanie zrozumieć
dlaczego, ale to działa, chociaż wolałabym, żebyście nie próbowali tego ze
swoimi lampkami). Patrzę na tą (czy tę?) migającą na ekranie kreskę, która tak
mnie irytuje. Zupełnie jakby czekała, patrząc wyzywająco, niby to kusząc, ale
jednak niedowierzając. Piszę i przestaję. Nie, to zdanie mi się nie podoba.
Usuwam i widzę, po prostu widzę ten drwiący uśmieszek, niemal słyszę „znowu jej
nie wyszło”. Ale to tylko zwykła kreska, miga, bo musi, tak ją ktoś
zaprojektował (jak się dowiem kto to, to mu wystosuję odpowiedni list z
podziękowaniami za bezsenne godziny, jakie to spędziłam walcząc z nią na
spojrzenia).
I znowu, oczywiście, zamiast
zająć się pisaniem, to uzewnętrzniam swoje ciężkie problemy (z pisaniem)
pisząc. To łatwiejsze, nie muszę budować napięcia ani kreować postaci, przecież
tu nie ma postaci, są tylko lawiny myśli i komentarzy do wszystkiego, bo nie
mogę skupić się na jednym i tak krążę, i skaczę. I nie, nie potrzebuję
pocieszaczy czy jakiejkolwiek atencji, wyrzucam z siebie ból pisania i pewną
niemoc. Pisanie jest trudne, gdy chce się to zrobić dobrze.
Za to pisanie bloga idzie mi
wybitnie łatwo, sama jestem zdziwiona. Szkoda tylko, że ochoty na pisanie dopadają
mnie po nocy, mogłabym ten czas poświęcić na czytanie.
PS. Mam nadzieję, że nikt nie pomyśli, że jestem
pijana/na haju/niepoczytalna/obłąkana/paranoiczna (lub paranoidalna, nie
rozumiem różnicy w tych dwóch słowach), bo gapię się na kursor i wywołuje on u
mnie różne uczucia.
Post inny niż reszta, ale równie ciekawy. Może się wydawać smutny, ale nadal odnajduję elementy twojego humoru. W każdym razie ciekawy i znowu dobrze mi się czytało.
OdpowiedzUsuńNie musząc budować napięcia stworzyłaś takie napięcie, jakie trzeba. Poniekąd czułem, jakby to mówił/zwierzał się bohater jakiegoś filmu w stylu Dzień Świra. Uwielbiam ten film. Albo jakiś dokument, np. tego Smarzowskiego, gdzie by zgłębić się w psychikę tego kto tam występuje podać jego myśli jak na tacy. Przyjemnie wchodziło.
OdpowiedzUsuńDuży plus za Dzień Świra i za odniesienie do Smarzowskiego.
UsuńTo może nie przyznam, ze nie czytalm nigdy Pottera, bo zarobię minusa na kilometr ;p
OdpowiedzUsuń