Kobieta jest bezbronna tylko
wtedy, gdy maluje paznokcie (i to te górne, u dłoni), takie panuje przekonanie.
Gdy jednak dać jej długopis i kartkę albo laptopa czy inne urządzenie połączone
z Internetem, daje się jej do ręki prawdziwą broń, wystarczy tylko odpowiednio
użyć odpowiednich słów. Celem ataku mogą być wszyscy, zarówno obcy i znajomi, a
także ona sama. Mój atak byłby atakiem do mnie samej, młodszej i starszej, w
postaci dwóch listów.
Od dobrych kilku lat jedyne
listy jakie do mnie przychodzą, to listy polecone z różnych uczelni (w swoim
życiu dostałam ich aż 4), z różnych bibliotek (za nieoddanie książek) i
polecone z różnych zamówionymi drobiazgami (adresowane do mojego taty). O,
czasami dostaję też pocztówki. Dlaczego o tym zapominamy? Gdy dostałam ostatnio
pocztówki (tak, dwie na raz, dzięki uprzejmości Poczty Polskiej), cieszyłam się
jak małe dziecko. Mogłabym je dostawać codziennie, takie to miłe, ktoś wyjeżdża
i pamięta o mnie, wysyła głupią kartkę za głupie 80 groszy + 1,60zł za znaczek,
pisze kilka słów i czeka na moją reakcję. A ja, serio, cieszę się jak mały
psiak zaprowadzony do parku lub jak dziecko, które dostało cukierka. Lub coś
innego, równie ciekawego. Cudo, proszę wysyłać mi ich więcej!
Listów też już nie piszemy.
Dużo łatwiej (i zdecydowanie szybciej, dzięki uprzejmości Poczty Polskiej) jest
napisać mejla lub smsa, wysłać zdjęcie lub nawet zaafiszować się nim na jakimś
portalu, niech patrzą i widzą, jestem szczęśliwa, uśmiechnięta, leżę na plaży i
smażę wystające żeberka i inne kości. Z moją znajomą z czasów podstawówkowych
(i to nawet nie z mojej szkoły, nawet nie z Warszawy) miałyśmy zwyczaj pisania
do siebie listów, w których opisywałyśmy wszystko, co nam się przydarzyło od
momentu wysłania ostatniego listu. Mnóstwo głupich historyjek i głębokich
przeżyć 11-latek. Gdzieś je pewnie jeszcze mam w domu, w jednym z kartonów pod
moim łóżkiem, bo od roku (ponad już) mieszkam na kartonach, wszystko
praktycznie mam tam pochowane. Zwyczaj, niestety, umarł śmiercią tragiczną,
aczkolwiek naturalną, po roku, gdy to dorosłyśmy do korzystania z różnego
rodzaju komunikatorów internetowych (patrz: gadu-gadu). Listy miały jednak swój
urok, jakiś czar w sobie i lubiłam do nich wracać i czytać je w kółko. Cudo,
proszę pisać do mnie listy!
Niektórzy, chociaż właściwie
nie wiem ilu ich jest, piszą listy do siebie. Do starszych siebie, opowiadając
o marzeniach, które ma się teraz, w tym momencie, opowiadając o sobie, o tym
kim się jest, kim się było i kim chciałoby się być. Co by nie zapomnieć,
ewentualnie przypomnieć sobie plany sprzed pięciu, dziecięciu, dwudziestu lat.
co by porównać wersję aktualną przyszłości z wersją, o której się marzyło. Są
też tacy, którzy piszą list do młodszych wersji siebie, pisząc o tym, co
zrobiłoby się na „ich” miejscu, mając wiedzę i doświadczenie, które zdobyli
przez te kilka lat. Pisząc o tym, co trzeba zrobić i czego unikać. Taki list nie
jest, oczywiście, możliwy do odczytania przez młodszych nas, jest to jednak
bardzo dobry sposób na rozprawienie się w samym sobie z różnymi zdarzeniami z
przeszłości, na pogodzenie się z tym i ruszenie dalej. Piszmy listy do siebie!
Chociaż, jak pisałam na samym wstępie, może to się skończyć atakiem na samego
siebie, z tym mi się w sumie od razu skojarzyło to rozliczanie, takie
wyrzucenie wszelkich żalów (żali?), ale przez to też oczyszczenie. Namieszałam
trochę. Tak więc, jeszcze raz, piszmy listy do siebie!
List do siebie, chociaż nie
wiem na ile jest to autentyczny list, a na ile kreacja artystyczna i chwyt,
piszą panowie ze znanej pewnie części grupy Flexxip. Dwóch facetów, piękne
słowa, genialne przesłanie. Nie jest to takie smutne, jak się może wydawać po
pierwszym odsłuchu (tym, którzy tego nie znają polecam zapoznać się z tym,
najlepiej w rozumieniu: przesłuchać, przemyśleć, przesłuchać jeszcze raz,
zrozumieć; wrzucam linka dla tych leniwych: Flexxip - List). Usłyszałam tę
piosenkę pierwszy raz, gdy pożyczyłam od kolegi jedną z pierwszych
przesłuchanych w moim życiu płyt i tam znalazło się to cudo. Od pierwszych słów
utworu zapragnęłam napisać list do siebie, do starszej siebie, mówiąc jej jak
sobie ją wyobrażam za te kilka lat. Nigdy tego nie zrobiłam, nie mam pojęcia
dlaczego. Wiem teraz, co napisałabym sobie przeszłej i sobie przyszłej.
Inspirując się tekstem,
napisałabym przeszłej mnie kilka podniosłych głupot, jak porzucenie nienawiści,
chodzenie na lekcje i pilne uczenie się. Dodałabym też coś o pisaniu („przecież
zawsze chciałaś pisać, jeszcze tego nie wiesz, może nie masz jeszcze pewności
swoich słów, ale będzie ci to wychodziło coraz lepiej, spróbuj teraz, nie pisz
tylko do poduszki, wyjdź z tym gdzieś”) albo o przyjaciołach („przecież się
znasz na ludziach, widać jak na dłoni, że nie mają dla ciebie czasu już kolejny
miesiąc, odpuść, nie warto, szkoda nerwów, szkoda czasu”), o treningach
(„znowu, głupia, zapomniałaś podtrzymywacza kolana, będziesz cierpieć,
zobaczysz”), o rodzinie („czasami lepiej jest odpuścić niż powiedzieć o kilka
słów za dużo, nawet jeśli nie ty powiedziałaś te słowa”), o kilku złych
decyzjach („nie rób tego”), o każdej poznanej osobie, o każdej chwili, o każdej
nieprzeczytanej, czekającej w kolejce książce, o tych przeczytanych, niewartych
przeczytania, o kilku decyzjach, tych najważniejszych, o poddawaniu się, o
każdej złej myśli i każdym marzeniu. Takie rozliczenie się z przeszłością, w
formie listowej, bez mówienia, bez dźwięków, tylko kartka, moje myśli, moje
wspomnienia i pióro (bo kocham dźwięk sunącego po papierze pióra i byłoby mi
dzięki temu łatwiej) i wszystko jest możliwe, wybaczenie, zrozumienie i zapomnienie.
Pewnego dnia się zbiorę w sobie i napiszę. I wiem, że będzie miał kilka tomów,
bo w jednym się nie zmieszczę, jedyna rzecz pewna na tym świecie, jeśli chodzi
o moją osobę.
Pisząc do przyszłej mnie,
napisałabym krótko, cytując: „możesz pióro ostre mieć jak skalpel, nie
przestawaj pisać”. I dodałabym pewnie coś o byciu sobą i niepoddawaniu się. No
i może o regularnym pisaniu tworzonych cosiów, bo zbyt długo to wszystko trwa i
moje wielkie plany skończą na niczym, bo przed 80-tką nic nie stworzę do końca.
No i jeszcze o tym, że jest dobrze tak, jak jest, że przeszłość już nie wraca i
nie miesza, bo rozliczyłam się (mam nadzieję, że jak napiszę list do przyszłej
siebie, czyli do takiej już powiedzmy 40-letniej, to zdążę napisać list do tej
przeszłej; niedługo wpadnę w jakieś rozdwojenie-roztrojenie osobowości) ze
wszystkim. I na koniec o niepowiększaniu cycków, jakby mi to kiedykolwiek
wpadło do głowy.
PS. Ciekawostka turystyczna: mój pierwszy opis na
gadu-gadu, to cytat z tej piosenki: „pierdol system, lecz rób to stylowo”. Pech
chciał, że zapomniałam, że wśród dodanych znajomych miałam swoją mamę (takie
czasy, kiedy mama pisała mi na gadu-gadu: „chodź na obiad”) i był to moment,
gdy dowiedziała się, że znam takie słowa. Miałam wtedy jakieś 11-12 lat.
Świetny tekst! Podobny stylem do poprzednich, ale widać po nim wyraźną zmianę, nie wiem czy to atmosfera innego tematu, czy specjalnie czekałaś na jakiś rozruch, parę pierwszych postów, by potem się rzucić, pokazać na co Cię stać, z każdym kolejnym słowem ostrzyłaś swoje pióro niczym kat topór przed egzekucją ^-^ Naprawdę fajnie się czytało. Więc wizja pióra ostrego jak skalpel nie tak odległa :)
OdpowiedzUsuńA co do samych listów, przyznam, że tym tematem trafiłaś w dziesiatkę (nie mówiąc już o samym kawałku Flexxipa). Piękna idea, która pochwycała mnie juz wczesniej, przy sluchaniu Listu. Ostatnio troche mi sie ten temat powiela w zyciu; najpierw ten artykul o tym zapominanym juz zwyczaju, na którym zawiesiłem oko jakieś pare dni temu, potem (tj. dzis) moj wykladowca milo sie wyrazal o tej formie komunikacji, wracajac chyba myslami gdzies w milosna przeszlosc, a teraz Twój wpis. Przypadek? ;p Ale jednak, list to jest juz coś duzo bardziej osobistego od SMS'ow, e-maili czy gg fb itp. Żeby go napisać, trzeba nie tylko miec czas, ale i odpowiedni nastrój. To rzemiosło, w którym trzeba wazyc kazde slowo, no ale można tez na szczescie pobawic sie troche forma i trescia. Tak czy inaczej to wymaga poswiecenia czasu, i siebie. Może dlatego jeszcze nie napisalas - ciągle nie trafialas w odpowiedni moment? Ja tez sie zabieram do korespondencji listowej jak sójka za morze, nie pamietam tego uczucia ja kto jest dostac list (jesli w ogole dostalem, poza pocztowkami), a chciałbym ten miły akcent, to uczucie czekania na odpowiedz i otrzymania jej...
Na szczęście kartka i papier to tylko symbole. Grunt, że ten list masz napisany w sercu, dusza i tak odczyta, i na odwrót.
A ja bym napisał chyba, zebym pamietał o jakims Jacku Danielsie jak juz dostanę pierwszą wyplate, do powolnego sączenia w leniwe wieczory leniwego lata mojego leniwego zycia. :D Pozdrawiam! :>
To chyba najdłuższy komentarz jaki dostałam, jestem pod wrażeniem, że do kogoś trafiam na tyle, żeby pofatygować się o taką długą wypowiedź. :)
UsuńZmianę? Nie, nie zauważyłam, ale ja w sumie nigdy nie zauważę, wszystko swoje uważam za napisane w ten sam sposób (który najpewniej podoba się tylko mnie ;)). Co do skalpela - mam nadzieję! I masz rację, pisanie listów wymaga odpowiedniego nastawianie i nastroju, pewnego rodzaju celebrowania tego, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy nie piszemy ich już tak często. Oczywiście, łatwiej jest napisać szybką, krótką wiadomość na jakimś portalu społecznościowym czy wysłać smsa, odpowiedź ma się po kilku sekundach czy minutach, a nie po tygodniu (przy dużym szczęściu). Są też dużo bardziej osobiste i w tym tkwi ich cały urok.
Skorzystam z pomysłu i do swojego listu, jak już go napiszę, dodam postscriptum: "kup Jack'a Daniel'sa". Pozdrawiam! :)
Nope, to mój pomysł!
UsuńPost ciekawy, nawet bardzo. Co do listów, myślę, że napisanie do siebie to dobry pomysł na rozprawienie się z jakimiś sprawami, które nie dają nam spokoju. Osobiście, gdybym zdecydował się na taki list, to napisałbym go z zamysłem przeczytania w przyszłości, żeby przypomnieć samemu sobie jak wyglądało moje życie itp. Myślę, że pozwoliłoby mi to zobaczyć jaką drogę przeszedłem przez lata i co się zmieniło (oby na lepsze) w moim zachowaniu, życiu i postrzeganiu świata. Dobrze czasami powspominać.
OdpowiedzUsuńAutorce życzę wytrwałości w pisaniu, bo robi to naprawdę dobrze.
Pozdrawiam.
Nie stawianie się w roli odbiorcy listu, mimo że adresujemy go do siebie, młodszego siebie, pozwala na pewnego rodzaju zdystansowanie się i nabrania innego spojrzenia. Z drugiej strony, mając świadomość, że list byłby (bo już nie może być) do nas samych, staramy się wgłębić w siebie bardziej niż to robimy zazwyczaj. Tak samo dzieje się, gdy piszemy do siebie z przyszłości. Stawianie się na miejscu odbiorcy (z oderwaniem roli nadawcy) i odwrotnie pozwoli nam spojrzeć na wszystko poniekąd z dwóch stron jednocześnie: tego "głupszego" (przeszłego dla teraźniejszego i teraźniejszego dla przyszłego) i tego "mądrzejszego" (teraźniejszego dla przeszłego i przyszłego dla teraźniejszego). Wiemy, co radzilibyśmy swojej młodszej wersji, zapamiętujemy to i skorzystamy w obecnej chwili, bo przecież zawsze można coś zmienić i nigdy na nic nie jest za późno.
UsuńPozdrawiam.
Mam nadzieję, że nie brzmi to zbyt chaotycznie. W razie czego, służę wykresem!
Usuńo tak dokładnie, teraz tylko internety .... malo kto dostaje listy, a serio radocha jest. sama dostałamjeden jedyny miłosny list i trzymam go do teraz. list cieszy bardziej niż dwukropek i gwiazda wyslana na fejsie....
OdpowiedzUsuńDokładnie. Z całą pewnością przyczynia się do tego wysiłek jaki ktoś włożył w napisanie tego listu. Przytoczony dwukropek i gwiazdka to kilka sekund, dwa kliknięcia na klawiaturze, a list - ręcznie zapisana kartka i wycieczka na pocztę po znaczek, zaklejanie koperty i wysłanie. I później to oczekiwanie. Nie ma czegoś takie w obecnych czasach, co zastąpiłoby nam urok wysyłania i dostawania listów.
Usuńbardzo fajny tekst , tak sobie teraz myślę że w sumie nie pamiętam kiedy dostałam list przez ostatnie lata nie przypominam sobie a na samo hasło list : przypominają mi się tylko lata szkolne ooj kiedy to było wakacje i koleżanki pisałyśmy do siebie listy bo jeszcze nie miałyśmy telefonów ...zaobserwowałam i czekam na więcej zapraszam również do siebie http://skezja.blogspot.com/2014/10/top-blog-moje-ulubione.html
OdpowiedzUsuńPodoba mi się przekaz. I pisanie listów do siebie... - i nie żartuję, zrobię to, bo lubię takie psychologiczne zagrywajki.
OdpowiedzUsuńCo do samego tekstu zdecydowanie nie mój styl. Męczyłam się czytając i czekając na sedno. Lubię jak przekazuje sie treść bez zbędnych wstawek. Ale nie mówię nie- lecę poczytać inne teksty, bo ciężko oceniac po jednym Twoje pióro;)
Zapraszam do mnie : zannxo.blogspot.com
Taki jest mój styl i, brońcie bogowie, nie oczekuję, że każdemu się spodoba :). Lubię wstawki, czasami podczas pisania wpada mi nagła myśl, którą muszę wpasować w to zdanie, bo innego miejsca, odpowiedniejszego, dla niej nie widzę. Pisanie postu proste, od początku do sedna, byłoby zbyt proste jak dla mnie i sam psot byłby bardzo krótki, góra kilka zdań, prostych, niezłożonych i (moim zdaniem) banalnych. Ale szanuję każdą opinię, rozumiem, że może się to ciężko czytać. :)
UsuńJak widać nawet w komentarzu nie mogłam powstrzymać się od wstawek, może tkwi to we mnie zbyt głęboko. ;)
Super post, zaczytałam się ;D
OdpowiedzUsuńMoże obserwacja za obserwację? Daj znać u mnie ;)
rilseee.blogspot.com
Dobry wieczór, plobremie! A raczej samo "dobry", bo chyba dziwnie byłoby przeczytać o 9 rano "dobry wieczór". Długo mnie tu nie było, byłem za miastem i nie miałem dostępu do internetu, przepraszam, ale już jestem, z wielkim apetytem nadrobiwszy zaległości. Trochę postów doszło, przyznam szczerze o kosmetykach nie przeczytałem, rzuciłem jednak okiem, by zrozumieć jak ma się okładka do treści i tylko przyznam, że racja, najlepiej dobierać nie to, co na nas wchodzi, ale co licu naszemu podchodzi. Sam mam taki problem (plobrem hehe ;p), co prawda nie z makijażem, ale generalnie z ubraniami. No ale co ja tu miałem, nie o tym miałem. Miałem o listach!
OdpowiedzUsuńNigdy listów nie pisałem, nie znam tego uczucia kiedy coś się otrzymuje, jestem ofiarą XXI wieku, a raczej wyborów jego mieszkańcow, dlatego nie mam do listów takie sentymentu, by móc podzielić się opinią na ten temat. Mogę jednak choćby liznąć temat pisania listów do samego siebie, bo to temat niezwykle dobry i "wylewny". Można by o tym pisać, i mówić, poruszając oczywiście nie tylko aspekt samego listu, ale związane z nim wyrazy, tj. rozliczenie z przeszłością, oczekiwania względem przyszłości, jak to się pozmieniało, co tu pouciekało, co poznikało, a co się pojawiło i co się jeszcze pojawi. Bardzo bym się ucieszył z takiej serii, trochę metafizyczno-filozoficznej, to trochę życiowej, a temat, jaki poruszyłaś w tym liście daje Ci wielkie pole do popisu przy nastepnych wpisach, jakiś bloczek, pokrewny do tego wpisu :) Widać, plobremie, że umiesz podejść do tematu, i to jest spoko. Czytało mi się przyjemnie i choć nie czułem tego o listach, to o liście do siebie poczułem dość mocno, bo pomysł fajny. Zaczerpięty, ale dobry, dobry do omówienia, przekazania. Od razu człowieka wprowadza w odpowiedni nastrój, przemyśleniowy, a przynajmniej mnie.
Czekam na dalsze, i postaram się zaglądać częściej :)
Super post ;) Mówiłaś coś o wspólnej obserwacji, ja już i czekam na rewanż ;)
OdpowiedzUsuńrilseee.blogspot.com
Ciekawy blog, inny niż wszystkie :)
OdpowiedzUsuńTeż cieszy mnie nawet taka głupia pocztówka, dzięki której wiem, że ktoś o mnie pamiętał :) Zgadzam się z tobą i bardzo podobają mi się twoje refleksje. Przyjemnie się czytało i nie zanudziłaś mnie!
OdpowiedzUsuńhttp://minimalistyczny.blogspot.com/
Fajny pomysł na posta, nie pamiętam kiedy dostałam ostatnio jakiś list :3
OdpowiedzUsuńObserwujemy? Zaobserwuj i poinformuj o tym u mnie a na 100% się odwdzięczę
Poklikałabyś w link Sheinside w poście ? Z góry dziękuję <3
stay-possitive.blogspot.com
Listy to już można by rzecz przeszłość a szkoda...
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie i do obserwacji:*
Otrzynywanie listow to rzeczywiscie rzadkosc, ale czy powinnismy o tym zapominac? Listy sa materia namacalna nie tak jak wiadomosci internetowe ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam: gertrama.blogspot.com
obserwujemy? Odp.u mnie ;*