wtorek, 7 października 2014

O pisaniu, część druga

Wcale nie jest tak późno, mówię sobie, robiąc herbatę o północy. Zajęcia dopiero na 15, a przecież nie potrzeba ci tak dużo snu, jesteś nadczłowiekiem, któremu wystarczają tylko 3 godziny, już tak przecież robiłaś. Otwieram książkę, ale nie, nie dzisiaj, nie teraz, pora coś napisać, dawno nie pisałam, a słowa tłuką się w głowie. Harry Potter (bo czytam go kolejny raz i od kilku miesięcy nie mogę zmęczyć, tak, zmęczyć, piątej części i to chyba przez, UWAGA NA SPOJLER, śmierć Syriusza, której nie chcę przeżywać znowu i znowu) poczeka, zrozumie, to dobry chłopak, w końcu skończę czytać i zabiorę się za kolejną, moją ulubioną, część. Lampka gaśnie i trochę się boję, ale gaśnie tak codziennie, bo po nocach nie śpię tylko czytam i się trochę wypala. A może to ja się wypalam? Nie, spokojnie, przecież piszę.
Czuję zapach whisky, mimo że minęło kilka godzin od tamtego drinka i nie wiem czy to mój mózg płata mi figle, czy może mam taką ochotę na kolejną szklankę. Albo smaka.  Chociaż ochota i smak, to chyba to samo. Spać nie mogę, za wcześnie na mnie. Choćbym bardzo próbowała, nie dam rady. Nie ma to też nic wspólnego z tym, że wstałam późno. Zresztą, jakie późno, zwykłe spanie do 12, jak każdy normalny człowiek w weekend. Tylko, że to był poniedziałek.
Zegarek tyka. Już po pierwszej, a ja mam tyle pomysłów i nie wiem jak je wszystkie zapisać jednocześnie. Tu muszę dodać ważny element, niewielki przedmiot, ale niezwykle znaczący. Tu nową postać. A tu mam już zakończenie, ale co z tego, skoro nie mam środka i nie mam nawet czasu, by go napisać, bo przecież zajmuję się tym dramatem o facetach, którzy są znawcami wszystkiego. Dobra, przyznaję się, nie zajmuję się, leży i czeka na lepsze (albo gorsze, zależy od pogody) czasy. Pomysłów dużo, zdecydowanie za dużo, a ja siedzę i robię wszystko, byleby tylko nie pisać, bo nie wiem jak pisać 4 rzeczy jednocześnie posiadając tylko dwie ręce i, co ważniejsze, tylko jednego laptopa. I nie, nie uznaje pisania na telefonie czy innych tabletach, bo się wkurzam, że nie trafiam w te małe przyciski, a nie trafiam jak się spieszę, zawsze tak miałam i to się pewnie nie zmieni. Dlatego też piszę niewyraźnie, za szybko myślę i za szybko chcę to przelać na papier. Całe szczęście, póki co sama siebie jeszcze potrafię rozczytać, chociaż czasami jest ciężko.
Herbata już zimna, ale taką lubię najbardziej, bezcukrową, wystygniętą. W ulubionym, wielkim kubku i tak, mam oddzielny ulubiony kubek do kawy i oddzielny ulubiony kubek do herbaty, to chyba normalne? Lampka znowu gaśnie, ale już się nie boję, uderzam w ścianę obok niej lekko ręką i się zapala (serio, nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego, ale to działa, chociaż wolałabym, żebyście nie próbowali tego ze swoimi lampkami). Patrzę na tą (czy tę?) migającą na ekranie kreskę, która tak mnie irytuje. Zupełnie jakby czekała, patrząc wyzywająco, niby to kusząc, ale jednak niedowierzając. Piszę i przestaję. Nie, to zdanie mi się nie podoba. Usuwam i widzę, po prostu widzę ten drwiący uśmieszek, niemal słyszę „znowu jej nie wyszło”. Ale to tylko zwykła kreska, miga, bo musi, tak ją ktoś zaprojektował (jak się dowiem kto to, to mu wystosuję odpowiedni list z podziękowaniami za bezsenne godziny, jakie to spędziłam walcząc z nią na spojrzenia).
I znowu, oczywiście, zamiast zająć się pisaniem, to uzewnętrzniam swoje ciężkie problemy (z pisaniem) pisząc. To łatwiejsze, nie muszę budować napięcia ani kreować postaci, przecież tu nie ma postaci, są tylko lawiny myśli i komentarzy do wszystkiego, bo nie mogę skupić się na jednym i tak krążę, i skaczę. I nie, nie potrzebuję pocieszaczy czy jakiejkolwiek atencji, wyrzucam z siebie ból pisania i pewną niemoc. Pisanie jest trudne, gdy chce się to zrobić dobrze.
Za to pisanie bloga idzie mi wybitnie łatwo, sama jestem zdziwiona. Szkoda tylko, że ochoty na pisanie dopadają mnie po nocy, mogłabym ten czas poświęcić na czytanie.





PS. Mam nadzieję, że nikt nie pomyśli, że jestem pijana/na haju/niepoczytalna/obłąkana/paranoiczna (lub paranoidalna, nie rozumiem różnicy w tych dwóch słowach), bo gapię się na kursor i wywołuje on u mnie różne uczucia.

4 komentarze:

  1. Post inny niż reszta, ale równie ciekawy. Może się wydawać smutny, ale nadal odnajduję elementy twojego humoru. W każdym razie ciekawy i znowu dobrze mi się czytało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie musząc budować napięcia stworzyłaś takie napięcie, jakie trzeba. Poniekąd czułem, jakby to mówił/zwierzał się bohater jakiegoś filmu w stylu Dzień Świra. Uwielbiam ten film. Albo jakiś dokument, np. tego Smarzowskiego, gdzie by zgłębić się w psychikę tego kto tam występuje podać jego myśli jak na tacy. Przyjemnie wchodziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duży plus za Dzień Świra i za odniesienie do Smarzowskiego.

      Usuń
  3. To może nie przyznam, ze nie czytalm nigdy Pottera, bo zarobię minusa na kilometr ;p

    OdpowiedzUsuń