Miał być wprowadzony nowy
blok, nowy segment, zwany dalej „plobrem ocenia”, ale nie, dopadło mnie
lenistwo i nie pofatygowałam się na uczelnię, więc będziecie musieli poczekać.
A, tak jak piszę o wszystkim, będę oceniać wszystko. No, może nie tak dokładnie
wszystko, bo na niektórych (dobra, na większości) rzeczy się nie znam, ale i
tak zrobię to po swojemu i będziecie musieli to wytrzymać, wy, wierni
czytelnicy.
Będzie więc post inspirowany
pytaniem czytelnika (znowu anonimowego! zacznę niedługo myśleć, że ten anonim
to jedna osoba i tylko nabija mi komentarze).
„I jeszcze powiedz mi, powiedz
plobremie, pisujesz czasem jakieś opowiadania, z którymi chciałabyś się
podzielić?”
Pisałam od zawsze. Pierwsze
opowiadania, jako takie i uważam, że było okropne, napisałam w 4 klasie (a może
w 3? nie pamiętam, lata lecą i pamięć już nie ta sama). Wszystko zaczęło się od
tego, że bardzo wcześnie nauczyłam się czytać. Krąży legenda w mojej rodzinie,
że ja, berbeć, lat 3, siedział sobie w tym śmiesznym krzesełku, żarł coś
odpowiedniego dla 3 latka i czytał skład masła (ten berbeć, więc on, proszę się
nie czepiać o złą osobę). Ile w tym prawdy, nie mam pojęcia, ale już w wieku 5
lat byłam prowadzana za rączkę do biblioteki i wypożyczałam pierwsze książki.
Nie były to jakieś znaczące dzieła, ale od tamtej pory czytam, czytam i jeszcze
raz czytam. Ciągle. Zawsze. Z przerwami na niezwykle ważne wyjścia (na uczelnie
lub na party) i na pisanie. Mam jednak okropną przypadłość, straszny nawyk i
nie umiem się go nijak pozbyć – zaczynam coś, piszę przez jakiś czas i
zostawiam niedokończone. Potem zaczynam kolejne coś i w tym momencie tych
cosiów mam z 8. Tych wybranych, szczególnych, które marzę kiedyś wydać (tak, to
też od zawsze było moje marzenie – zostać pisarzem, siedzieć gdzieś na odludziu
z maszyną do pisania i wielkim kubkiem kawy i pisać całymi dniami; tylko gdzie
ja teraz dostanę maszynę do pisania?) mam 4, ładnie posegregowane (już, bo
byłam wcześniej zbyt leniwa, żeby to zrobić i miałam rozsypane po całym pokoju
luźne kartki z notatkami i charakterystykami postaci) i przygotowane, żeby
pisać dalej. Ale zamiast tego, zamiast kończyć, zajęłam się blogiem.
Co do podzielenia się… Niby
dlaczego nie, niby mnie się podoba, niby wszystko w porządku. Ale ciągle jest
tego mało i najbliższych mi osób nawet do tego nie dopuściłam. Może innym
razem, kto wie, na pewno nie zamykam się na taką możliwość (aczkolwiek, wiem,
to głupie, boję się ludzi, którzy przeczytają i zabiorą mi pomysł i nigdy nie
wydam mojej książki, i nie zostanę sławnym pisarzem, i nie będę mieszkać na
odludziu z kawą i maszyną do pisania). Ale pisać dalej będę i może któregoś
dnia ktoś mnie w jakiś fantastyczny sposób odkryje i wtedy podzielę się moimi
dziełami ze wszystkimi. Kto wie? Ale nie ukrywam, że to moje marzenie i że
kolejny raz zaczęłam zdanie od „ale”. Kolejny zły nawyk.
Sam proces pisania, proces
tworzenia ma dla mnie swoją specjalną otoczkę. I tak, siedzę teraz w łóżku (i
nie ma to nic wspólnego z tym, że wstałam godzinę temu), obok mnie na półce
stoi kubek (mój ulubiony, chociaż jest on chyba ulubionym wszystkich w tym domu
i czasami trzeba o niego walczyć) z kawą (czarną, bezmleczną, bezcukrową) i
piszę. Usadawiam się wygodnie (choć dla większości ludzi ta pozycja byłaby
raczej skrajnie niewygodna lub wręcz trudna do wykonania) z laptopem i otwieram
nowy arkusz. Pustka. Ręce przygotowane nad klawiaturą, a ja nie wiem o czym
chciałabym pisać, mimo że 5 minut wcześniej miałam gotowy pomysł i cały
schemat. Poddaję się, patrzenie na pustą stronę działa na mnie depresyjnie,
odechciewa mi się pisania, a przecież chciałam pisać, a tu proszę, pusto na
kartce i pusto w głowie. Zajmuję się czymś innym, śpiewam, tańczę czy gram w
Heroes’ów (4, jak dla mnie jedyna słuszna wersja i możecie mnie za to oceniać)
i nie minie 10 minut, a ja już mam zapisaną stronę i ciągle piszę. Taki nagły
atak, potok wręcz słów, które muszą wypłynąć, bo jak nie, to mi zostaną w
głowie i głowa wybuchnie. Zostawiam to na jakiś czas (ale nigdy nie robię tego
z postami na bloga, po prostu wrzucam i po 2 dniach wyłapuję literówki, bo
piszę za szybko i się zdarzają, a nikt z czytających tego nie zauważa; ale
fakt, jestem przewrażliwiona na tym punkcie i znajduję je w połowie gazet i
książek, które czytam/czytałam) i potem wracam, wtedy poprawiam wszystko, co
tylko się da, najczęściej zmieniam całość i wtedy jestem zadowolona. Względnie,
bo zostawiam to na kolejne kilka dni albo tygodni (albo miesięcy) i wtedy też
poprawiam. Ale już mniej, już większość zostaje, przyzwyczajam się do takiego
stanu rzeczy i coś piszę dalej. Czasami, bo czasami mi się nie chce i cierpię
na przewlekłą chorobę pisarską – „brak weny”.
Coś w tym jest, w samym
sposobie bycia pisarzy (i wiem, że nie poznałam żadnego, widziałam tylko jak
pokazują ich w filmach i serialach), że chciałabym taka być. Bez zobowiązań,
luźne podejście do wszystkiego, kawa pita na zmianę z whisky (moje największe
marzenie, serio) i wszystkie kontakty z innymi ludźmi załatwiane przez agenta.
Cudo, idealny plan na życie. Ja sobie będę tylko pisać. Siedzieć gdzieś w
chatce, daleko od wszystkich, pisać na maszynie i tylko klik klik klik, zamiast
tego nudnego dźwięku pisania na klawiaturze laptopa. Muszę tylko pogodzić się z
tym, że będę musiała błyszczeć coraz to nowszymi i lepszymi książkami. Jak dla
mnie – bardzo proszę, gdzie mam podpisać?
To najbardziej, jak dotąd,
osobisty (i najdłuższy) post. Chociaż kto mnie zna, ten wiem, że nie ukrywam
miłości do pisania i czasami zdarza mi się nadużywać słów (i chodzi mi o ich
ilość, gdy pisząc z kimś, piszę tyle, że można by to nazwać epopeją). Następny
już niedługo, bo pomysły aż mi kipią z głowy i trzeba to zapisać, bo przecież
wiem, że nie możecie się doczekać następnych przemyśleń.
Trzymajcie się cieplutko i
czytajcie książki!
Tu ten anonim od tego pytania. Zapewniam Cię, plobremie, moje komenty będą sygnowane ni mniej ni więcej jak zwrotem do Ciebie per "plobrem", inne to inne :) Cytując "Mam jednak okropną przypadłość, straszny nawyk i nie umiem się go nijak pozbyć – zaczynam coś, piszę przez jakiś czas i zostawiam niedokończone." Mam dokładnie tak samo. Zmęczenie materiału? Zmęczenie weny? Brak czasu, inne pomysły, nowy film, nowa gra, siłka, nowa praca domowa, kanapka i puf, nie ma. Tylko ja to trzymam pod kluczem na kompie, łatwiej edytować. A w miarę potrzeby publikowania, może by i się dalsze fragmenty pojawiły same ;) Ale rozumiem sprawę. Publikować coś, co jest nasze i z czym wiąże się przyszłość, to jak krzyczeć na cały świat, że można to sobie wziąć i przywłaszczyć.
OdpowiedzUsuńTo wrzucaj, plobremie, a o czym? Czekam i pozdrawiam.
Myślę, że wszystko na raz. I zmęczenie, i brak weny, i nowe pomysły, i drobne rzeczy, które odwracają moją uwagę. Powoli staram się przenosić wszystko na komputer, jednak wygodniej pisze mi się ręcznie (to ma jakiś swój klimat, dźwięk sunącego pióra po papierze, pomazane długopisem dłonie). O czym? Nigdy nie umiałam się zdecydować, więc mam wszystko, począwszy od wierszy i jakichś tekstów piosenkowych, przez krótkie opowiadania, przez dramaty do złożonych powieści. I zdarzył się jeden scenariusz. Niestety, wszystko pozaczynane i czeka chyba na lepsze czasy, aż pogodzę się z myślą, że będę musiała przestać żyć tym światem i wymyślić kolejny. Wierzę, że kiedyś to nastąpi. :)
UsuńI tu przejawia się największa zaleta otwartego umysłu. Można przeżyć i 100 lat, nie zastanawiając się nad sensem wszystkiego, albo i poświęciwszy na to zbyt wiele czasu swego marnego, pełnego prostoty i przyziemności żywota na tym padole. Można przeżyć i 200 lat zawracając sobie głowę problemami doczesnymi i probując stworzyć własne piękne życie, wyobrażając sobie letnimi wieczorami sielskie życie gdzieś na polance pod chmurką, ze swoją drugą połówką. Można przezyć i 300 lat twardo wygrażając palcami i wymieniając ostre słowa "prawdy" z osobami, które cenią pisanie i wyobraźnię nad życie. Ale prawda jest taka, że tworzenie innych światów w naszych maluczkich, ale jakże wielkich głowach, w swej prostocie jak i zawiłości, pozwala zarówno na nie poznawanie sensu, jak i na jego poznawanie, nawet podczas jednego, jeno jednego wieczora z kubkiem kawki w ręku, usiadłszy raz przed pustą kartką, a opuściwszy ją z potokiem niezrozumialych jeszcze dla nas słów i symboli; pozwala na stwarzanie problemów, jak i ich rozwiązywanie; na nie próbowanie stworzenia własnego pięknego życia, ale na tworzenie własnego pięknego życia, na polance, pod chmurką, kiedy tylko się zechce; na wygrażanie palcami i odgrażanie się nimi, na życie w "prawdzie" oraz tworzenie własnej "prawdy". Na milion sposobów, codziennie, w wielu światach, w wielu życiach, a nie tylko raz, jeden jedyny raz, który trwa całe zycie.
UsuńCóż za różnorodność twórcza! Pozdrawiam, plobremie, ja też w to wierzę :)
Piszesz coś? Bloga, powieści, wiersze, listy, etykiety do szamponów?
UsuńPiszę, a raczej pisałem. Przeważnie wiersze, czasem rzuciłem się na jakieś opowiadanie, ale zazwyczaj kończylło się tak, jak pisaliśmy wyżej. I tak zwróciłem się do poezji, jeśli mogę choć trochę nadużyć tego słowa mówiąc o moich rymowankach. A bloga nie, nigdy nie chciałem prowadzić. I tak nie miałbym czytelników;p bardziej czytam, uczę sie od innych i staram się za bardzo nie kraść pomysłów autorów tych blogów :) Ale tam, to takie tam tylko moje bazgranie, bez większego znaczenia, bez większej głębi.
UsuńJakbyś miał ochotę i odwagę (spokojnie, nie kradnę pomysłów), możesz podesłać do poczytania. Gdzieś tu powinien być jakiś kontakt do mnie, adres mailowy czy nawet wiadomość na fanpejdżu. :)
UsuńMoże kiedyś, plobremie, jak znajdę czas odgrzebać stare brudy :) A na ochotę i odwagę do podzielenia się moim pisaniem z kimś, kto tego chce, mam miejsce w sobie od zawsze. Tylko właśnie, musiałbym odgrzebać te brudy, a poza tym z pewnością wszystko wymagałoby zredagowania. Z czasem coś, co brzmiało wtedy dobrze, nagle okazuje się, że będzie brzmiało lepiej jeżeli napisze się to ciut inaczej. Więc może kiedyś się przekonam. A teraz przepraszam, jestem tutaj by przeczytać nowy wpis!
Usuńproponuję w ramach oddzielnej zakładki pisać coś na blogu, może tak powstanie wielka powieść?
OdpowiedzUsuńPóki, co, póki nie jestem super sławna i bogata, nie zamierzam nic publikować (żeby nie kusić złodziei pomysłów). Jestem bardzo dumna z tych pomysłów, chętnie sama przeczytałabym swoje twory, na razie więc pozostaną one w pudełku pod moim łóżkiem. :)
Usuń