Święta.
Obecnie obchodzą je nawet ludzie niewierzący (to ja, to ja!), bardziej przez
przyzwyczajenie i wzgląd na kulturę i tradycje, niż na wartości wiązane z tymi
dniami. Nawet wyczytałam, że również inni pozazdrościli chrześcijańskiej choinki i, tacy muzułmanie
na przykład, ubierają ją sobie, bo ładna i mruga światełkami, i prezenty. Tak,
prezenty są tu chyba najbardziej znaczące, każda okazja, żeby coś dostać jest
dobra. Dziękuję 9gagowi za takie informacje, mój świat jest przez to lepszy.
Przygotowania
zaczynają się na miesiąc wcześniej. Nie wspominam nawet o tym, że świętami
wszystkie sklepy straszą nas już od listopada (a w niektórych to już nawet
przed Halloween). Trzeba przygotować listę potraw, listę prezentów, zacząć
porządki i zakupy. Albo nawet gotowanie. I tak przez cały miesiąc. Im bliżej
świąt, tym gorzej. Wszyscy chodzą podenerwowani, zastanawiają się czy o
wszystkim pamiętali, czy prezenty się
spodobają, czy potrawy są dobrze dopasowane, czy może ktoś z rodziny nie przeszedł na weganizm
lub bezglutenizm. I gdzie ja teraz znajdę bezglutenowego karpia?
W połowie przygotowań masz już dość
wszystkiego, wcale nie chcesz tych świąt, marzysz o zamówieniu na święta pizzy
i obżeraniu się przed splątanym kłębkiem choinkowych lampek, podczas gdy choinka
dalej jest w pudełku, niewyjmowana od zeszłego roku, oglądając świąteczne filmy
(ale, niestety, z płyt, bo w telewizji trudno jest coś świątecznego znaleźć,
chyba że to ja mam takie wysokie wymagania). Ale i tak robisz wszystko, żeby
święta były tradcyjne, jak rok temu i każdego roku wcześniej. Mimo że co roku
powtarzasz sobie: a) za rok bardziej się postaram w kuchni/z prezentami; b) za
rok nie będę gotować, wyjadę do góralskiej chaty i zjem cokolwiek w knajpie; c)
za rok pojadę do rodziny, oni będą gotować, a przy okazji ich odwiedzę.
Przeważnie jednak kończy się tak samo: pocisz się kuchni gotując, by planować,
co zrobisz za rok, by narzekać, ale jednak cieszyć się z tych świąt i chwil
spędzonych z najbliższymi. Bo przecież o to chodzi, prawda?
W Wigilię
narasta panika. Ostatnie zakupy spożywcze, ostatnie zakupy prezentowe, pół dnia
gotowania i nerwowe przekrzykiwanie się w kuchni. Każdy ma dość, każdy ma
ochotę rzucić wszystko i usiaść, po prostu siedzieć, nic nie robić, odpocząć od
tych trwających miesiąc przygotowań. Każdy prędzej czy później przez to
przechodzi. Magia świąt.
Myślę, że
chodzi jednak o coś innego. Może gdzieś zatraciliśmy bożonarodzeniowy urok i
gwiazdkowy czar? Tylko gdzie? Gdzie się zagubił? A może zgubiliśmy to celowo?
Nie umiem w pełni cieszyć się świętami, kiedy na miesiąc wcześniej widuję
wszędzie choinki i lampki. Jest pięknie, kolorowo i świątecznie, ale gdy te
święta "trwają" od początku listopada, to ciężko wczuć się w nastrój
tych 3 dni. Promocje na karpie i wszelkie pomysły prezentowe, w każdej
reklamie, w każdej gazecie, w każdym sklepie, to wszystko w połączeniu z
wszechobecnym zapachem pomarańczy i mandarynek i błyskającymi z każdego kąta
lampkami nadaje całemu grudniowi cudowną atmosferę i fantastyczny klimat, ale co
z tego, jakie to wszystko ma znaczenie, gdy przez cały miesiąc "nacieszysz
się" tym do następnego listopada, bo wtedy wszystko zacznie się na nowo.
Dwa miesiące męczenia świąteczną atmosferą, by przez 3 dni mieć dość tej
właśnie atmosfery. Magia świąt!
Dlatego nie
dziwi mnie idea wyjeżdżania na czas świąt i ich nieobchodzenia, pomijając
kwestię wiary. Rozumiem też przesiadywanie całych świat przed komputerem lub
nad książką, lub też, jak ja teraz, pisząc post na bloga, popijając drinkiem, z
"Przyjaciółmi" w tle. Dzień jak co dzień.
Nie chcę
jednak wyjść na osobę niecierpiącą świąt. Chociaż nie, to akurat prawda,
chociaż powody mam nieco inne. Nie będę jednak o tym wspominać, podobno za dużo
mówię o sobie.
W tym miejscu
chciałabym życzyć wszystkim, wierzącym i niewierzącym, obchodzącym Boże
Narodzenie i tym nieobchodzącym, wszystkim i każdemu z osobna spokojnych dni
wolnych od pracy (Polska cudownym krajem religijnym) i odpoczynku, by nabrać
sił na nowy rok, pełny nowych rozrywek. I postarajcie się dotrzymać postanowień
noworocznych! O swoich też może wspomnę, kiedyś, w przyszłości, są wyjątkowo
ciekawe. Smacznego!
Trochę spóźnione, ale szczere, życzenia noworoczne: Pomyślności. Radości. Zdrowych kości. Ryby bez ości i dużo miłości. Wszystko dla pani waszmości. Bez szczerości? Zostawiam składnię w nicości. Wyszukane formy są tylko z grzeczności. Prawdziwe życzenia płyną z najgłębszych serca głębokości. Jeszcze pieniędzy dwóch nieskończoności, prezentów (małych, dużych, niespodziewanych, bez okazji, z okazją) wspaniałości i dużej ilości.
OdpowiedzUsuńObyś jak najdłużej pozostała sercem i duszą w młodości.
A co do tekstu, jako niewierzący mogę się z tym zgodzić. Czar był - ale jak byliśmy mali i nie wiedzieliśmy ile to pracy trzeba włożyć, by było 'tradycyjnie'. Gdy nie musieliśmy ich przygotować, tylko je przeżyć. Tak samo z kanapką, w pewnym okresie pewnie każdy tak ma, że jeżeli mama nie przygotuje to samemu się po nią nie skoczy. Niestety, dorastanie ssie. Choć święta lubię nadal, tylko że w sercu. Nie przed oczami innych, by widzieli jak to nie obchodze.
A dowiedziałem się przypadkiem, że te ozdoby w listopadzie są po to, by budować równowagę między naszym samopoczuciem a pogodą. Jeżeli od listopada pogoda się pogarsza -> rozstawiają ozdoby by nam umilić ten czas. Czy jakoś tak, nie wiem.